AO R2: Dary losu nie dla Michała Przysiężnego
Foto: Maria Janković, Tenis Love, Ostrawa 2011
Michał Przysiężny nie wykorzystał znakomitego prezentu od losu i przegrał z Francuzem Stephanem Robertem 6-7(3) 1-6 7-6(3) 1-6.
Nie pompowaliśmy balonika, ale jednocześnie przyznawaliśmy, że drabinka (po wycofaniu Kohlschreibera i kreczu Isnera) otworzyła się Polakowi bardzo szeroko. Nie musiał mierzyć się z rozstawionymi tenisistami (ba, nawet z zawodnikami z pierwszej setki rankingu), by osiągnąć najlepszy wynik w karierze, czyli czwartą rundę Australian Open.
Początek spotkania tak dramatycznego scenariusza nie zapowiadał. Łatwo wygrane dwa swoje podania (oddał po nich tylko dwa punkty), rywal wygrywał serwis po przewagach. Mamy jednak świadomość, że tenisiści wchodzą w mecz po kilku gemach i start spotkania nie jest żadnym wyznacznikiem.
Właśnie po tych czterech gemach ta tendencja diametralnie się zmieniła. To Polak męczył się przy własnym serwisie (w piątym gemie został przełamany, a w kolejnych bronił break pointów), a Robert dwa kolejne gemy zwyciężał gładko. Chwilę później Stephane miał nawet dwie piłki setowe przy podaniu Michała, ale nie wykorzystał ich i szybko to się zemściło, ponieważ w kolejnym gemie sam został przełamany.
Przysiężny odrobił straty, następnie utrzymał podanie i… No właśnie, teraz możemy gdybać, co by było, gdyby te okazje Michał wykorzystał. Serwis Roberta, 15-40 i dwie piłki setowe Przysiężnego. Niestety stało się inaczej, Polak nie wykorzystał okazji, a w decydującym momencie tie breaka oddał dwa swoje podania i ostatecznie przegrał go do trzech.
Druga odsłona bez większej historii. Michał zdołał zaledwie utrzymać pierwsze swoje podanie, dwa kolejne oddał Francuzowi, który nie miał problemów z wygrywaniem gemów serwisowych (oddał łącznie przy swoim serwisie całe TRZY punkty). Przysiężny zdołał ugrać w tym czasie zaledwie 11 punktów.
Trochę lepiej to wyglądało w kolejnym secie. Panowie grali gem za gem, i tak do gema jedenastego. Wtedy Polak przegrał swój serwis i wydawało się, że jest już po meczu. Robert podawał, by awansować do kolejnej rundy, jednak udało się Michałowi przełamać powrotnie i doprowadzić do tie breaka. TB zaczął się bardzo słabo. Stephane prowadził 3-0, jednak cały czas to była strata tylko jednego mini-breaka. Wszystkie kolejne punkty padły łupem Przysiężnego i w setach zrobiło się 1-2.
Po tym comebacku Polaka można było pomyśleć, że będzie to jakiś przełom w tym pojedynku i Michał na dobre wróci do gry. Można było tak myśleć… do czasu rozpoczęcia czwartego seta. Francuz błyskawicznie wyszedł na prowadzenie 3-0 (Przysiężny wygrał w tym czasie tylko trzy punkty) i było już pozamiatane… Nawet przerwa spowodowana ulewą nie przyniosła żadnego zwrotu, ponieważ po wznowieniu gry opornie zwyciężył podanie Polak, a Robert nie dość, że gładko wygrał swoje serwisy, to i zdążył jeszcze raz dokonać przełamania i ostatecznie skończyło się na 6-1.
W trzeciej rundzie dojdzie do zabawnej sytuacji, ponieważ lucky loser Stephane Robert spotka się z innym lucky loserem Martinem Klizanem. Zatem na pewno zobaczymy lucky losera w czwartej rundzie.