Coraz więcej par przychodzi na jogę i bardzo mnie to cieszy. Wiem, że nie zawsze jest to łatwe namówić swojego partnera, aby zaszalał i jednak przyszedł na „te nudy” - bo takie dochodzą mnie czasami słuchy, że „tam mruczą, leżą i tylko oddychają, nic się nie dzieje”. Dlatego bywa, że sprowadzenie na zajęcia swojej drugiej połówki zajmuje długie miesiące a niekiedy lata i jest to autentycznie prawdziwy wyczyn!
Ale wiem też, że jeśli ktoś raz już przyjdzie na jogę trafiając na właściwego nauczyciela, który będzie mu odpowiadał temperamentem, stylem nauczania, metodyką pracy a przede wszystkim na poziomie energetycznym ( taka niewidzialna więź którą trudną wytłumaczyć, po prostu wiesz, że nie chcesz już chodzić nigdzie indziej) to zaryzykuję tezę, że joga już na stałe zagości w jego życiu.
Według moich obserwacji zdecydowanie częściej Panie przyprowadzają mężów po długich namowach „żeby się troszkę porozciągali”. Panowie przychodzą i po 5 minutach widzę już po ich minach, że chyba nie tak sobie wyobrażali jogę. Ja mam to szczęście, że mężowie moich uczennic należą do tych ambitnych więc nawet jeśli po pierwszych zajęciach wychodzą troszku na czworakach, to jednak przychodzą na kolejne, aby udowodnić sobie ( i innym ;), że jednak dają radę i świetnie im idzie. Dzisiaj prowadziłam jogę gdzie na ponad 20 osób połowę sali zajmowali mężczyźni i obiektywnie muszę stwierdzić, że w większości ich praktyka była bardzo dobra, dlatego Drogie Panie - świetna robota i duży powód do dumy! Na warsztat jogi w Tel-Avivie leci ze mną kilkanaście par i gro z nich będzie razem stawać na macie. Pomijając fakt, że to naprawdę fantastyczne móc spędzać ze sobą wolny czas i mieć wspólną pasję, to moim zdaniem sama możliwość wspierania się, rozwijania i pokonywania własnych ograniczeń jeszcze bardziej zbliża do siebie i zcala związek.
Na zdjęciu kilka "moich par" na które aż przyjemnie popatrzeć…
Dobrej nocy
Miss Joga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz