Wczoraj „Tygrys” przeszła samą siebie ( ta pani na głównym zdjęciu ;) Po prostu weszła do mostka i dała podnieść się chłopakom do sufitu. Uwierzcie mi, tutaj trzeba mieć nie tylko siłę, świadomość ciała, ale i mega odwagę oraz zaufanie do osób bazujących. Zazwyczaj nie martwię się o moich podopiecznych, ponieważ to bardzo inteligentni ludzie, doskonale znający swoje ograniczenia i nie raz zdarzyło się nam, iż pewnych wariantów ze względów bezpieczeństwa nie robiliśmy, gdyż ryzyko kontuzji było zbyt duże. Jednak w tym przypadku muszę stwierdzić, iż serduszko zabiło mi szybciej jak Tigera windowali do góry… Szacunek. Generalnie jestem jak zawsze dumna ze wszystkich osób, które po całym tygodniu pracy miały siłę i chęci zostać po zajęciach i „coś” jeszcze poćwiczyć. Każdy z nich ma bliskich, rodzinę, problemy, obowiązki a jednak pasja robi swoje. Odrywamy się na godzinę - dwie w świat, w którym jesteśmy tylko my, oddech i mata. I wiecie co? To jest cudowne…
Miłego wieczoru
Miss Joga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz